Islandia kraina wulkanów i gejzerów
08-31-2023Wulkaniczna kraina. Islandia jest jak żywy organizm. Pod płaszczem ziemi, tętni życie. Magma przelewa się podziemnymi rzekami, by w końcu uwolnić ognistą siłę lawy… Po roku trwania w oczekiwaniu na moment, kiedy ziemia znów zechce zionąć ogniem ze swych trzewi, w końcu wybuchło. Nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Wiadomo jedno, że kiedyś się to stanie.
W Grindavik po roku znów ziemia się otworzyła. Przez ten czas tuf, czyli zastygła lawa była ciepła. Płynny ogień znajdował sią zaledwie kilometr pod tą warstwą. Aktywną, żywą. Przepełnioną bakteriami beztlenowymi, czasem wyziewami siarki.
Ciepła ziemia to dobra ziemia, bo oznacza, że blisko pod powierzchnią kryją się gorące źródła, a więc darmowa energia. Dlatego budują się na czynnym sejsmicznie terenie. Wybuchy wulkanów nie są na tyle gwałtowne, by uniemożliwiały ewakuację w razie potrzeby, a korzyści budowy domu na ogrzewanej ziemi są znaczne. Efektem ubocznym elektrowni geotermalnych są baseny solankowe. Wyrzucany wrzątek, bogaty w minerały, chłodzony jest poprzez mieszanie z wodą oceaniczną. Przypomina to kąpiel w gorącej wannie i jest bardzo przyjemna, nawet gdy na zewnątrz jest zaledwie 10 stopni.
Islandczycy są pionierami w budowaniu technologii, która pozwala zamieniać ciepło w prąd. Tu niemal sto procent energii pochodzi z odnawialnych źródeł. To istotne, bo średnia temperatur na tej wyspie położonej pod kołem podbiegunowym wynosi zaledwie 5 stopni, a przez pół roku panuje tu ciemność przez niemal całą dobę. Latem, które trwa tu bardzo krótko słońce zachodzi zaledwie na trzy – cztery godziny. Dzięki temu zachód słońca można kontemplować bardzo długo. Zresztą niejeden zachód słońca a kilka.
Nie ma tu czterech pór roku. Choć czasem zdarza się ich doświadczyć jednego dnia. Klimat szybko się zmienia. Zimą nie ma tu bardzo niskich temperatur, za to latem tylko czasem można doświadczyć aż 20 stopni. Islandia, w tłumaczeniu oznacza krainę lodu, ale jest nią tylko z nazwy. Wyspa jest zielona, ale niech nas nie zmyli ten sielski widok. Ziemia ta często jest smagana porywistym wiatrem i zimnym deszczem z gradem… Niełatwo tu się żyje. Bo choć powulkaniczny tuf, jest bardzo bogaty w minerały i wykorzystywany do użyźniania gleb – zresztą to jeden z głównych towarów eksportowych, to tu ze względu na wiatr i deszcze trudno o prowadzenie regularnych upraw. Warzywa hoduje się w szklarniach, gdzie rośliny mają ciepło i więcej światła – darmowego.
Drzewa? Dawno, dawno temu zostały wycięte i spalone w piecach. Teraz rząd restrykcyjnie podchodzi do wycinki. Prowadzone są nowe nasadzenia, ale drzewa potrzebują czasu. Dużo czasu. Park w okolicach Fljotsdalsherad jest ewenementem w skali całego kraju. O ile Islandczycy walczą o przetrwanie każdego drzewa, to z dużą zaciętością zwalczają malownicze łąki łubinu. To gatunek obcy. Nasionka przywiezione z Alaski w 1945 roku przez leśnika miały pomóc w zabieganiu erozji gleby. Jednak nikt nie przypuszczał, że tak się rozplenią, zduszając delikatne rodzime gatunki mchów i porostów. Na razie walka z fioletową “zarazą” wydaje się być przegrana.
Tu na Islandii natura walczy sama z sobą tworząc zjawiskowe krajobrazy. 5 tysięcy lat temu, gdy tu wybuchł wulkan lawa przesuwała się na wiele, wiele kilometrów. Rzeka roztopionej skały w zetknięciu z surowym klimatem stygła na powierzchni. Ale pod spodem przelewała się dalej. Gdy skończyła, w ziemi pozostał tunel lawowy. Raufarhólshellir jest czerwono-zielonkawy, bo w skałach dominuje żelazo i miedź. Przez naturalne okna zimą wpada śnieg, tworząc wewnątrz lodowe góry. Stalaktyty i stalagmity, także i te lodowe tworzą filmową wręcz scenerię. Tak jak w pobliżu Myvatn. To tu rozegrała się jedna z kultowych scen filmu “Gry o tron”. W Grjótagjá kąpać się nie wolno. Woda choć gorąca jest nieprzewidywalna. Lawa jest zbyt blisko powierzchni. Ale nie tylko o temperaturę tu chodzi, ale też wyziewy gazów. W pobliżu tej jaskini znajdują się malownicze gejzery. O ile widok przyciąga jak magnes, to zapach zgniłych jajek odrzuca. Siarczany bywają też bezlitosne dla podeszw naszych butów…
Gejzery można spotkać bardzo często. Jeśli jest się odpornym na zapach to warto przejść się bezpiecznymi ścieżkami pomiędzy wybijającymi źródełkami wrzątku. Słowo gejzer pochodzi właśnie z języka islandzkiego. Oznacza tyle co tryskać, wybuchać. Tak określano ten uśpiony dziś Geysir. Z czasem zaczęto tak nazywać wszystkie… gejzery. Geysir najbardziej aktywny był w połowie 19 wieku. Im wyżej tryskał gorącą wodą tym ostrzeżenie było jasne – szykuje się trzęsienie ziemi. Ponoć w czasach świetności wybuchał na wysokość 170 metrów. Dziś jest uśpiony, ale obok jego “syn” Strokkur wybucha co chwilę. Wystarczy 7 minut cierpliwości by doczekać się naturalnego spektaklu.
autorka Agnieszka Kledzik