W krainie ognia i lodu, czyli rzecz o islandzkich wulkanach
03-27-2024Życie bywa nieprzewidywalne, także to zawodowe. Jeszcze w czwartek siedząc w domu nie sądziłem, że w nocy z soboty na niedzielę wyląduję na Islandii. A jednak jestem w krainie ognia i lodu, tak bowiem nazywają tę wyspę autochtoni, a jest to wynikiem stykania się tych dwóch skrajnych żywiołów w tym właśnie miejscu. I o jednym z tych żywiołów, czyli o ogniu będzie ten artykuł.
W marcu 2021 roku doszło do erupcji wulkanu Fagradalsfjall, będącego częścią systemu wulkanicznego Krysuvik, znajduje się na półwyspie Reykjanes, w południowo zachodniej części Islandii, w odległości ok. 40 km od Reykjaviku i niecałe 20 kilometrów od międzynarodowego lotniska w Keflaviku. Po krótkotrwającym alarmie skutkującym wstrzymaniem lotów, sejsmolodzy stwierdzili nikłe niebezpieczeństwo dla podróżnych i mieszkańców i wyspa szybko tym razem powróciła do normalnego życia. Niemniej sam wybuch znów rozsławił Islandię i spotęgował ilość odwiedzających wyspę turystów, mimo trwającej pandemii. Dzięki temu i ja mogłem odwiedzić ponownie Islandię w roli pilota wycieczek. Zatem opisywać wam będę Islandię, czyli krainę ognia i lodu.
Wulkany stanowią ważny czynnik, dzięki któremu Islandia wygląda w ten sposób. Być może bardziej niż jakakolwiek inna siła, określają naturę ziemi, tworząc nieskończone pola lawy pokrytej mchem, rozległe równiny czarnego piasku, poszarpane szczyty i ogromne kratery. Siły wulkaniczne pod powierzchnią ziemi tworzą także niektóre z najpopularniejszych atrakcji w kraju, takie jak naturalnie występujące gorące źródła i gejzery, rozległe jaskinie oraz klify. Te miejsca co roku przyciągają turystów z całego świata, a także tych, którzy liczą na pojawienie się erupcji i doświadczenie jednego z najbardziej niesamowitych zjawisk na Ziemi. Biorąc pod uwagę jak ważna jest aktywność wulkaniczna na Islandii, jak oddziałuje na przemysł i charakter kraju, nie można ignorować tej pięknej i zarazem niszczycielskiej siły.
Na Islandii jest około 30 aktywnych wulkanów, a tych nieaktywnych, których żywot zakończył się setki tysięcy lat temu – ponad setka. Rozrzucone są po niemal całym kraju z wyjątkiem obszaru fiordów, które położone są w północno- zachodniej części wyspy. Wyjątkowa duża liczba wulkanów jest efektem tego, że wyspa stanowi de facto granicę pomiędzy Europą, a Ameryką Północną i nie mam tu na myśli bynajmniej prawie równej odległości pomiędzy lądem stałym obu kontynentów, ale fakt że właśnie przez tę wyspę przebiega dokładnie styk płyt tektonicznych, na których położone są wspomniane powyżej kontynenty. Jedynym innym miejscem, gdzie na styku tych płyt tektonicznych możemy znaleźć aktywność wulkaniczną jest portugalski archipelag Azory. Grzbiet Śródatlantycki, czyli granica pomiędzy płytami kontynentalnymi przebiega przez całą Islandię i sprawia, że większość kraju znajduje się na kontynencie północnoamerykańskim. W kraju jest wiele miejsc, w których można zobaczyć części grzbietu. Wśród nich są półwysep Reykjanes, gdzie właśnie doszło do wybuchu wulkanu Fagradalsfjall oraz jedna z największych atrakcji lodowej wyspy, czyli Park Narodowy Thingvellir. Tam dosłownie można stać w dolinie między płytami i wyraźnie zobaczyć ściany kontynentów po przeciwnych stronach parku narodowego. Nadmienię, że dolina ta ma tylko kilka metrów szerokości.
Zatem skoro wiemy już, dlaczego dochodzi tu do dość licznych erupcji, zadajmy pytanie, jak często te erupcje mogą mieć miejsce? Odpowiedź jest oczywista – nikt tego nie wie, ale jednak stosunkowo regularne. Od przełomu XIX i XX wieku nie minęła dekada bez erupcji, ale to czy kolejna zdarzy się niedługo, nie jest do przewidzenia. Dodam w tym miejscu, że w ciągu ostatnich jedenastu lat mieliśmy do czynienia z czterema wybuchami, gdzie oprócz wspomnianej powyżej, doszło jeszcze do erupcji wulkanu Holuhraun, w 2014 roku, wulkanu Grímsfjall w 2011 roku oraz Eyjafjallajökull w 2010 r. Ważnym jest, aby podkreślić że tylko erupcja z 2010 roku przyczyniła się ostatnio do sporych problemów nie tylko na Islandii, ale praktycznie na całym świecie. Jeśli pamiętacie wybuch, który uniemożliwił loty nad połową świata na kilka tygodni (tuż po katastrofie smoleńskiej) to wiecie o czym piszę.
Jak groźne są natomiast erupcje tutejszych wulkanów? Tu odpowiedź jest również nieznana. To co przed nami, w tej kwestii, nie jest bowiem możliwe do zbadania, a tym bardziej do odgadnięcia. Niemniej wyspa jest coraz lepiej przygotowana do zmierzenia się z żywiołem, a wszelkie ostatnie erupcje nie niosły za sobą licznych ofiar. Duża w tym zasługa naukowców, którzy nieustannie monitorują śpiące demony. Stacje sejsmiczne w całym kraju doskonale sprawdzają się w przewidywaniu erupcji, a jeśli duży wulkan, taki jak Katla lub Askja, wykazują oznaki aktywności, obszary dookoła są zamykane i ściśle monitorowane. W dodatku większość aktywnych wulkanów znajduje się daleko od miast, co jest wynikiem doświadczeń pierwszych osadników. Na przykład południowe wybrzeże Islandii ma niewiele miast i wiosek, ponieważ główne wulkany, takie jak Katla i Eyjafjallajökull, znajdują się właśnie w tej części kraju.
Dodatkowo, oba leżą pod lodowcami i ich erupcje mogą spowodować ogromne powodzie, które z łatwością pochłoną wszystko pomiędzy nimi a oceanem, co już wielokrotnie w historii miało miejsce. Tego typu zjawisko nazywa się lodowymi powodziami lub powodziami glacjalnymi, gdzie nagle w wyniku gwałtownego podgrzewania od spodu czapy lodowej miliony ton lodu osuwają się wraz z kamienistym podłożem po zboczach wulkanów spychając wszystko na swojej drodze w kierunku oceanu. Tu rada dla was, jeśli występuje choć niewielkie ryzyko
takiego zjawiska (a może wystąpić w każdej chwili) obszar zagrożony jest przez służby natychmiast zamykany. Wówczas pod żadnym pozorem nie wkraczajcie na ten obszar. Ani autem, ani pieszo. Jeśli zakaz zignorujecie, a zjawisko faktycznie nastąpi, nie będziecie mieć żadnych szans w starciu z taką powodzią. Zginiecie marnie!
Pomimo nowych technologii oraz doświadczenia islandzkich naukowców, nadal istnieją pewne zagrożenia związane z erupcjami, o których podróżni powinni wiedzieć. Jeśli podczas pobytu na Islandii nastąpi erupcja, ważne jest, aby być świadomym kierunku wiatru. Nawet erupcja w centralnej części wyspy może wpłynąć na jakość powietrza na wybrzeżu, jeśli wiatr jest niekorzystny – to powoduje problemy z oddychaniem u dzieci, osób starszych i tych, którzy chorują. Wówczas zaleca się pozostanie w domach z zamkniętymi oknami w dni, w których poziom toksyczności jest wysoki. Możecie zobaczyć wszelkie ostrzeżenia o erupcjach i jakości powietrza na islandzkich stronach z pogodą oraz na stronie www.safetravel.is.
Zatem jeśli chcecie w bezpieczny sposób podróżować po kraju tak pięknym i bogatym w historię, i kulturę jakże inną od tego, co mamy na co dzień polecam wam z serca. Pakujcie walizkę, rezerwujcie bilet na Islandię i przylatujcie. Nikt bowiem nie zagwarantuje wam, kiedy będzie kolejna okazja zobaczyć „wulkan w akcji” i to w dodatku w bezpiecznej dla nas akcji, tak jak to ma miejsce właśnie teraz. Zatem do zobaczenia na Islandii!
autor: Kordian Gdulski
fot. Agnieszka Kledzik